W nocy z 12 na 13 kwietnia 1940 roku radzieccy funkcjonariusze NKWD aresztują tę rodzinę i wywożą na katorgę do Semipałatyńska w Kazachstanie. Wiemy, że w maju 1944 roku mieszkała przy ulicy Krasnogwardiejskiej 66. W 1946 roku, w maju powróciła z zesłania do Polski i zamieszkała w Krynicy. O śmierci Tadeusza dowiedziała się z książek, przypadkiem. Nie wiemy gdzie pracowala. Zmarła w samotności i ubóstwie. Jej grób znajduje się na Krynickim cmentarzu.
Udało nam się zamieścić na nim pamiątkowy napis.
Transport odbywał się w dużych krytych wagonach bydlęcych typu KD-21 o powierzchni 21 m2 , przed wojną przeznaczonych do przewozu 8 koni lub 12 sztuk bydła. Podłogę wówczas wyściełano słomą – zwierzęta w czasie podróży mogły się położyć, a na postojach konwojenci mieli obowiązek je poić. Teraz wpakowano do takich wagonów po około 30 osób, przeważnie kobiet, starców i dzieci, mężczyzn aresztowano wcześniej, przewieziono do obozów jenieckich, a tam rozstrzelano. Znęcanie się nad setkami tysięcy Bogu ducha winnych kobiet i dzieci wołało o pomstę do nieba. Ich los był już i tak ciężki! Na środku wagonu wycięto w podłodze dziurę na załatwianie potrzeb fizjologicznych. Przez 1 niewielkie okienko do zaryglowanego wagonu dostawało się niewiele światła. Jak wspomina jedna z wdów katyńskich („Pisane miłością” tom 1, s. 371), kiedy transport zatrzymał się na głównym dworcu lwowskim, mieszkańcy Lwowa zgotowali zesłańcom manifestację serca, przez zakratowane okna podawali chleb, cukier i inne produkty. Kiedy pociąg ruszył przez zaryglowane drzwi wagonów dało się słyszeć targający za serce śpiew: „Serdeczna Matko”, „Boże coś, Polskę” i „Pod Twą obronę”. Jeżeli po drodze ktoś zmarł, ciało zostawiano na najbliższej stacji.
Przez małe okienko i szpary wagonu uwięzieni w nim ludzie mogli zobaczyć budzącą się do życia przyrodę Rosji, majestat gór Ural i monotonię trawiastego stepu. Przy gospodarstwach nie widać było zwierząt, żadnej uprawy pól. Na peronach stacyjek stały gipsowe pomniki Lenina lub Stalina, odlane z tej samej formy. Stalin jedną ręka przysłaniał oczy, patrząc w świetlana przyszłość komunizmu, Lenin stał z ręką wyciągniętą do przodu, jakby prosił o jałmużnę.
Fragment składu pociągu, jakim w 1940 roku zsyłano Polaków na Syberię i do Kazachstanu, nasi uczniowie mają okazje zobaczyć w skansenie w Szymbarku niedaleko Kościerzyny. Serdecznie dziękujemy Panu Prof. Adamowi Zaleskiemu z Wrocławia, który 69 lat temu dzielił los rodziny naszego patrona i prawdo podobnie był wywożony do Semipałatyńska tym samym transportem. W bibliotece szkolnej posiadamy 3 potężne tomy wspomnień wdów, które przeżyły tę Golgotę Wschodu. Zapraszamy do przeczytania.
Stanisława Bielak została zesłana do Kazachstanu dlatego, że była Polką, a jej mąż – oficerem Wojska Polskiego. Władze radziecki uznały ją za „wroga ludu”. Przebywała tam od końca kwietnia 1940 roku do wiosny 1946 roku, a więc 6 ciężkich lat w kraju w 90 procentach pustynno-stepowym, a 10% to góry Ałtaj i Tien Szan. Lata są tam gorące i suche, w lipcu upały dochodzą do +40°C, można poparzyć nogi od gorącego piasku, częste burze piaskowe, a zimą mrozy osiągają nawet -50°C, towarzyszą im burany – burze śnieżne, w czasie których nie jest możliwe poruszanie się poza domem. Źródłem wody jest największa rzeka – Irtysz. Wiosną step pokrywał się żółto kwitnącym karawanikiem, rosną również głogi, szypiszka, dzika róża pieprz., w górach – peonie i cyklameny.
Pani Stanisława z synami: Adamem i Tadeuszem mieszkała w Semipałatyńsku (Semey) przy ul Krasnogwardiejskiej 66. Miasto zbudowane na piaskach, wąskie piaszczyste uliczki, środkiem drogi chodziły krowy, żadnej taksówki, rzadkością były motocykle. Polacy wynajmowali za własne pieniądze lepianki z gliny i słomy, z małymi otworami na okno, bez podłóg, Wszędzie pluskwy! Każdy musiał gdzieś znaleźć pracę. Najczęściej szukano jej w kołchozach, przy żniwach, sianokosach, hodowli kur, świń, w suszarniach warzyw, wyrabianiu odzieży na drutach, cegieł z łajna krowiego, na budowach, w kopalniach. Ci, co pracy nie mogli podjąć ze względu na zdrowie czy wiek zajmowali się wróżeniem, sprzedawali rzeczy, które udało się im przywieźć z Polski na bazarze zwanym barachołka, bardzo często zmuszeni byli kraść. Za złapanie groził obóz karny, z którego mało kto wracał żywy. Jeżeli zmarli rodzice, dzieci były zabierane do sierocińców, bardzo często nie wiedziały, że są Polakami i po pewnym czasie stawali się ludźmi Związku Radzieckiego. Wiele z takich dzieci uratowała nasza słynna polska śpiewaczka – Hanka Ordonówna. W wielu listach zesłańcy żalili się na brak kościoła. Chociaż w 1943 roku udało się dotrzeć do Semipałatyńska księdzu Tadeuszowi Fedorowiczowi. Potajemnie odprawiał msze święte, spowiadał, chrzcił. Oto wspomnienie jednego z zesłańców: „ W tych tatarskich chatach potajemnie sprawowane są msze, wszyscy płaczą, chleb, którego wszyscy tak pragną, staje się Ciałem Chrystusa. Płyną modlitwy za ginących żołnierzy, za Ojczyznę, za cierpiących w obozach, za tułaczy, za osierocone dzieci, za zmarłych, za kazachskich gospodarzy. Po mszy wszyscy wychodzili jakże odmienieni. Tatarzy stali na warcie… .”
Podstawą pożywienia był chleb na kartki, zupa z liściem kapusty (bałanda), krupnik, smażone ziarno słonecznika, herbata z głogu, potrawy z mąki. Wielu umarło z głodu. Wielu chorowało, bo pito nie przegotowaną wodę z rzeki, a nie było pieniędzy na opał. Największe spustoszenie wśród Polaków czynił przenoszony przez wszy tyfus plamisty i brzuszny, opuchlizna wodna. Wszyscy próbowali utrzymywać kontakty z rodziną. Ze względu na oszczędność papieru listy były często pisane na kartkach sowieckich gazet i książek.
Nie wiemy, jak dawała sobie radę Pani Bielakowa i jej 2 synów. Z Archiwum Państwowego w Semipałatyńsku otrzymaliśmy informację, że Adam trochę chorował, ale udało mu się zdobyć pracę w fabryce pończoch i jako pracownik dostaw. 1.09.1943 roku opuścił matkę i wstąpił do Wojska Polskiego. Tadeusz ukończył w 1941 roku VIII klasę rosyjskiej dziesięciolatki, nie wiemy, czy gdzieś pracował, a 5.05.1944 roku również opuścił Semipałatyńsk i udał się do Armii Polskiej. Od tego momentu Pani Stanisława została sama. Jak dawała sobie radę?! Trudno powiedzieć. Nie możemy zdobyć na ten temat żadnych informacji. Wiemy, że wiele samotnych kobiet w tym czasie źle przeżywało głód, rozłąkę z dziećmi. Od Niedzieli Palmowej 1943 roku docierały już wiadomości o odkopanych przez Niemców grobach polskich oficerów w Katyniu! Świadomość, że tam może znajdować się ciało Jej męża, na pewno nie pomagała Jej żyć. Adam Bielak bardzo wcześnie wiedział o śmierci Ojca, bo w swoich życiorysach z tamtego okresu kłamał, że Jego Ojciec „zginął od kuli niemieckiej”. Musiał kłamać, bo nie zostałby przyjęty do wojska, gdyby ktoś z rodziny związany był ze sprawą katyńską.
Rok szkolny 2008/2009 poświęcamy Matce Patrona Szkoły – Stanisława Bielak przebywała na zesłaniu w Kazachstanie do 1946 roku. Nie wiemy, jak zniosła te z górą 6 lat udręki: brak wiadomości o mężu, rozłąka z synami, którzy wcześniej odeszli do wojska, panujący głód, choroby. Z załączonej wyżej z Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie kartoteki możemy się dowiedzieć, że Pani Stanisława 23 maja 1946 roku była 377. osobą w transporcie repatriantów z Semipałatyńska do Poznania oraz, że udała się stąd do Starogrodu. W Polsce jest kilka miejscowości o tej nazwie, w żadnej nie słyszano o takiej osobie. Myślę, że próbowała się skontaktować z synem Adamem (Tadeusz już nie żył), który w tym czasie pracował zawodowo w wojsku w Toruniu. Nie wiemy, czy zdążyła się z nim zobaczyć, gdyż Adam zginął tragicznie 14 czerwca 1946 roku. Jak potoczyły się jej dalsze losy? Gdzie na starość znalazła przystań? Czy mogła komukolwiek powiedzieć prawdę o sobie?
Jak powrót do Polski przeżywali zesłańcy w Semipałatyńsku, możemy odczytać w wielu wspomnieniach. Poniżej cytuję kilka fragmentów: Zakończenie wojny: „Syreny fabryczne huczały, głośniki ryczały, podawały komunikaty o kapitulacji. Ludzie maszerowali zbita gromadą, podrzucając czapki, machając chustkami, śpiewali, śmiali się, płakali, obrzucali żołnierzy kwiatami, dzieci tarzały się z uciechy po ziemi, orkiestra grała jakiegoś marsza, który przerodził się w niesamowitego kozaka, tańczonego nawet przez inwalidów. Władze wydały z magazynów wszystkie zapasy, na miasto wyjechały beczki z piwem, radość trwała do białego rana.” Żeby znieść narosły w Polakach żal do Związku Radzieckiego, zorganizowano dla zesłańców sierociniec, rozdawano bieliznę, obuwie, żywność, otwarto szkołę, dom starców, zmieniano obywatelstwo z sowieckiego na polskie. Należało tylko okazać dokument potwierdzający polskość – metrykę urodzenia, kogoś uratował nawet przedwojenny polski rachunek za gaz. Polacy odpowiadali masowym milczeniem: „Nam przyświecała nadzieja powrotu do Ojczyzny takiej, z jakiej nas okrutnie i bestialsko wyrwano i rzucono jak bezpańskie psy w stepy Kazachstanu. Skąd dziesiątki tysięcy ludzi miało już nie wrócić.” „O powrocie do Lwowa nawet głośno nie można było mówić”. „Wiosną 1946 roku pierwsze pojechały sieroty, zaopatrzone w żywność, z opieką lekarską, potem rodziny wojskowych, rolników i kobiet ciężarnych. Kolejne transporty żegnała orkiestra”. „Pierwszy transport z Semipałatyńska wyruszył 13.04.1946 roku, pociągami towarowymi, po 70 osób w każdym tym razem niezaplombowanym wagonie. Byliśmy wolni i szczęśliwi. Na nasze miejsca przywieziono Japończyków. Jechaliśmy 5 tygodni, na postojach nie wychodziliśmy z wagonów, baliśmy się, że pociąg ruszy bez nas. Nie mieliśmy dobrej odzieży, pościeli, ale było ciepło – wiosna. Wieczorami we wszystkich wagonach śpiewano pieśni religijne, a że był już maj, więc litanię i wszystkie pieśni maryjne. Na granicy Rosjanie przeprowadzili szczegółową kontrolę dokumentów. Zabierali wszystkie świadectwa pracy, jednak nie zwracali ich. Dlatego też potem moja matka, która pracowała tam ciężko po 12 godzin, przy -30-stopniowym mrozie, nie mogła udowodnić swojej pracy. Granicę Polski (Nad nami BÓG i pod nami BUG) przejechaliśmy klęcząc w wagonach na kolanach. Nie było osoby nie płaczącej. Wzdłuż torów witali nas ludzie wykrzykując nazwiska rodzin czy znajomych, którzy mogli wracać tym transportem.”
Na „nieludzkiej ziemi” pozostały tysiące niszczejących nagrobnych krzyży Polaków, którym właśnie tam przyszło na zawsze złożyć swoje szczątki. We Wrocławiu został postawiony bardzo wymowny pomnik . Polacy pamiętają o zesłańcach Sybiru. Czy w naszych sercach jest na tyle dużo siły i dobrej woli, aby tamte krzyże podnieść, aby wspomóc tych co TAM POZOSTALI? Wiele organizacji zaprasza ich do Polski na święta (fot. niżej). Zachęcamy mieszkańców Kępic do poznawania losów Polaków związanych z Kazachstanem. Dziś jeszcze żyje ich tam około 100 tysięcy – rozproszonych po kraju 8 razy większym od Polski. Musimy wiedzieć, że są tam nie z własnej woli: część z nich to potomkowie zesłanych na Syberię uczestników kolejnych powstań, część to zesłańcy po 17 września 1939 roku, ale większość to ludność deportowana w roku 1940 z terenów, które znalazły się w granicach przedwojennej Rzeczypospolitej i były częścią Związku Radzieckiego.
Nasza biblioteka zawiera wiele książek omawiających powyższe zagadnienia. Zachęcamy nauczycieli naszych szkół do skorzystania z propozycji scenariusza zajęć z edukacji humanitarnej pt. „Dlaczego trzeba pomagać Polakom z Kazachstanu?”
Był rok 1946, osoby z zesłania nie mogły zdobyć pracy. Sąsiedzi mówią, że żyła bardzo ubogo. Przez długi czas nie wiedziała, co dzieje się z Jej synami Adamem i Tadeuszem. O tym, że Tadeusz zginął jako dowódca czołgu nad Nysą Łużycką w 1945 roku dowiedziała się przypadkiem, kiedy ktoś pokazał Jej książkę z serii „tygrysek” z „Szesnastą pancerną” Ryszarda Jegorowa, w której opisano scenę palenia się czołgu Bielaka. Adam też nie dał znaku życia, zginął miesiąc po Jej przybyciu do Polski. Ostatnio widziała go jeszcze na zesłaniu, w Kazachstanie – odchodził do Ludowego Wojska Polskiego zły na Matkę, że nie puściła go do Armii Andersa.
Skazana na samotność i ubóstwo dożyła w Krynicy 83 lat. Zmarła 7 września 1983 roku. Nie wiedziała, że 12.10.1980 roku nasza szkoła przyjęła imię Jej Syna – Ppor. Tadeusza Bielaka. Być może mogłaby wtedy do nas przyjechać, poczuć choć trochę radości w smutnym życiu, mieć satysfakcję, że ktoś pamięta o tej tak tragicznie doświadczonej Rodzinie, tylko dlatego, że to była Polska Rodzina.
Wcześniej przekazała swoją kamienicę dla kogoś z dalszej rodziny za opiekę. Nikt jednak się Nią nie zaopiekował. Dzisiaj być może mieszka tam ktoś z Jej przodków, dom wyremontowano jako wspaniały pensjonat „Kościuszko”. Grób niszczeje!
Opracował: Andrzej Taukin