Na Syberię wywożony był 10 lutego 1940 roku wraz z ojcem Piotrem, mamą Stanisławą, babcią Katarzyną, dziadkiem Michałem. Miał wówczas 4 miesiące. Jedyną winą tej rodziny było to, że jako Polacy kupili 21 ha ziemi na Kresach Polski – niedaleko Włodzimierza Wołyńskiego. 2-tygodniowy transport w bydlęcych wagonach odbywał się w czasie strasznych lutowych mrozów. Nie pozwolono zabrać ze sobą zbyt wielu rzeczy. W przypływie złości ojciec Pana Franciszka potajemnie wylał w stodole na wymłócone zboże cały zapas nafty – w ten sposób je zniszczył.
Smutne losy zesłańców dzielono wraz z rodziną wujka Pawła, którego wywożono z żoną Olgą i 4 córeczkami. 4,5 roku spędzono w tajdze, w przysiółku Oziero koło Kostousowa w powiecie Reż, niedaleko Swierdłowska. Tato Pana Franka pracował przy wywózce drewna z lasu, Mama wychodziła z domu na kilka tygodni do pracy w kołchozie, przynosiła czasem worek obierek, czy kartofli, ale to nie starczało na prawidłowe wyżywienie rodziny. Do placków z tłuczonego owsa dodawało się kwiatki polnej miodunki, pokrzywę, czy łyko z lipy, zdarzało się, że zesłańcy zmuszeni byli jeść mięso zdechłych zwierząt.
W maju 1943 roku rodzinę opuścił ojciec – poszedł do tworzącego się w Sielcach nad Oką Wojska Polskiego. Trafił do Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Niestety, zginął 13.10.1943 roku w bitwie pod Lenino. W tym nieludzkim czasie przyszedł na świat braciszek Pana Franka – Piotr, z powodu niedożywienia i ciężkiej pracy Mamy miał bardzo krzywe kości kręgosłupa i nóg, 4 lata uczył się chodzić. Za kożuch ojca i powłoczki na poduszki Rosjanka sprzedała im trochę mleka. Dopiero po powrocie z wygnania do Polski stanął na nogi. 8 października 1944 roku wszyscy zostali przewiezieni do kolejnego łagru – do Kalinowa Sielskiego obwód Chersoń na Ukrainie. Kończyła się wojna, w kołchozie można było ukraść coś do jedzenia, bo rosyjski stróż, widząc biedę zesłańców, odwracał się, kiedy dzieci podkradały zboże.
Do Polski rodzina wróciła jak nędzarze, wujek Paweł po trzech wyrokach, więzieniach, zmarł szybko z wycieńczenia, braciszek Piotruś jakoś stanął na nogi. Pan Franek dorósł, ożenił się z Panią Lucynką, prowadzili razem gospodarstwo rolne niedaleko Darłówka, wychowali sześcioro dzieci, a dzisiaj mieszkają w Kępicach, doglądają wnuków. Pani Lucynka udziela się społecznie na rzecz naszego miasta. Dzięki aktywności i wstawieniu się u Prezydenta Lecha Kaczyńskiego załatwiła rentę swojemu mężowi. Pamiętajmy o trudnej drodze Pana Franciszka do wolnej Polski!
Na podstawie rozmowy z Państwem Lucyną i Franciszkiem Mołodecki opracował A.Taukin